


Jedziemy jedziemy rano wstajemy…
Obiecałem ciąg dalszy Olsztyna.. zapraszam właśnie opis zaczynam.. jestem solidna firma… .
Dzisiejsza niedziela przebiegnie nam pod znakiem okrążenia Olsztyńskiego jeziora Ukiel (zwanego również Krzywym, fakt linie brzegowa ma pogiętą po maksie… nie wiem jak sobie radzą żeglarze w tak nieprzyjaznym środowisku.. ) .
Jak wspominałem nikt nam tej trasy nie polecał ale my lubimy próbować zakazanych owoców i nieodkrytych dróg,
jak mawiał poeta “sięgaj gdzie wzrok nie sięga” parafrazując na język rowerowy “jedź nawet jak nie ma trasy na pewno coś ciekawego zobaczysz” . Generalnie doświadczenie podpowiada, mi też aby jechać najdalej jak się da, bo tylko tam można zobaczyć coś co nas może zaskoczyć, najwyżej będzie to hektar dwumetrowej pokrzywy, której nawet Rambo nie sforsuje i zaliczycie nawrót przez lewe lub prawe ramię..
.
Zasadniczo ruszamy w stronę Alei Warszawskiej, dojeżdżamy do przystani nad jez. Kortowskim a następnie jedziemy wzdłuż jego brzegu (mając jezioro po prawej jedziemy prosto) w kierunku miejscowości Dajtki, lecimy bardzo przyjemną drogą szutrową przez las, aż szkoda że to nie żaden oznaczony szlak..
Ta droga doprowadza nas do Dajtek, przecinamy linię kolejową i jedziemy cały czas prosto aż natrafiamy na trasę krajową nr 16. Przecinamy trasę i jedziemy wzdłuż lotniska “Olsztyn-Dajtki” aż do samego jeziora Ukiel. Tam pobudka żeglarska.. masa masa łódek, łódeczek, jachtów, jachcików… ludzi i ludzików bo przeważa żeglarska młodzież, która odbiera pierwsze szlify zanim ruszy na Olimpiadę po medale dla Ojczyzny.. . Widać że mocno jest inwestowane w tym miejscu, budują się parkingi, droga dojazdowa i wzbogacana wszelka infrastruktura, w sumie logiczne.. będzie można prosto z samolotu (lotnisko jest 800 metrów od jeziora) wsiąść do Łódki… są ludziska to mają łeb do interesów…
My jednak jedziemy dalej, mimo mało zachęcającej, trawiastej ścieżki oznaczonej jako czarny szlak wybieramy właśnie ten kierunek.. i to była bardzo dobra decyzja..
Cały czas mamy jezioro po prawej i w większości drogi ścieżkę zjazdową dla rowerów, śmiga się aż miło.., są niespodzianki na trasie.. więc mamy enduro z przygodami..
To oczywiście nie koniec atrakcji, ścieżka na prawdę jest malownicza i przyjemna do zjazdów. Nie jest specjalnie wymagająca jak masz rower MTB (obie koleżanki jeszcze jadą po wczorajszej zaprawie… ), no może w dwóch miejscach dziewczyny sprowadzały ale na pewno się do tego nie przyznają.. . I znowu w dół…
Można pójść w krzaczory aż miło… dlatego nie można stracić czujności, żeby nie wyciągać z dupy kłujących kolcy…
Czasem pokrzywa sięga po szyje ale w jeżdzie to nie przeszkadza, ściezka jest w 100 % przejezdna.. oczywiście gdyby komuś zawiódł hamulec podleczył by się zapobiegawczo od reumatyzmu na lata.. .
Mamy do dyspozycji zjazdy i podjazdy
Oraz Aleję Róż…
A do domu i obiadu niedaleko
Złego słowa nie mogę powiedzieć o tej trasie, a to jeszcze nie koniec. Na jednym z pomostów w miejscowości Gutkowo zrobiliśmy sobie poleżanko-drzemkę z wciąganiem kefiru i wafla czekoladowego.. nazwy nie podam bo to nie blog komercyjny.. ale jak ktoś wnikliwie czyta artykuły domyśli się o jakim batonie mowa… (chcesz wygrać zaproszenie na wycieczkę pisz… info@jazda-na-poziomie.pl) .
Po poleżance trzeba ruszać.. ale nie chce nam się wspinać w górę a droga jest położona dość wysoko bo my zjechaliśmy ze skarpy… zauważamy mini ścieżkę.. i co robimy.. no jasne że jedziemy tą mini ścieżką wzdłuż brzegu jeziora… (to jest oczywiście poza szlakiem i raczej nie polecam ludziom o słabszych nerwach..)
To dopiero początek.. bo za chwilę odcinek extreme..
Na szczęście długość całości to jakieś 600 metrów więc cali i zdrowi docieramy do miejscowości Likusy i już na ścieżkę rowerową, tym razem na różowej kostce bo to nie Olsztyn… . Dalej już tylko lepiej, ale my nie mamy dość nie objechaliśmy jeszcze wszystkich ścieżek zaplanowanego do spenetrowania obszaru, a jest on niemały
Wracamy więc nad jezioro Długie zaliczyć całościową pętlę zanim pojedziemy po rzeczy, załadujemy się do pociągu i ze łzami w oczach, , pożegnamy Olsztyn.
Podsumowując odległości to wyszło nam, że objechanie linni brzegowej jeziora Ukiel i powrót do Olsztyna to około 30 km czyli 2-3 godz z leżakowaniem włącznie. Okrążamy jezioro Długie po nowej ścieżce rowerowej (trasa obowiązkowa dla emerytowanych rowerzystów zwiedzających Olsztyn) i ponownie wbiliśmy się na czerwony szlak Enduro bo to jednak on dał nam dnia pierwszego najwięcej przyjemności, nie mogliśmy go w podsumowaniu nie zaliczyć ponownie…
Na ścieżce wokół jeziora jest miejsce żeby odpocząć… a i pora odpowiednia bo popołudniowa…
Nawet rower jest styrany po 2 dniach Olsztyńskiej rozrywki…
Z rowerowych przygód to na razie tyle… Olsztyński weekend będę wspominał baardzo mile… . Przejechaliśmy coś około 42 km ale zobaczyliśmy miejsca, których wielu ludzi na co dzień nie ogląda… Warto w nie pojechać zwłaszcza, że są w zasięgu w zasadzie każdego…
Muszę przyznać, że potencjał rowerowy Olsztyna jest na prawdę niewyczerpany… Nawet dłuższe wycieczki byłyby możliwe, można np. sobie wyobrazić wycieczkę do Lidzbarka Warmińskiego przez Dobre miasto, (jakieś 60-70 km), nocleg tamże i drugiego dnia powrót, szczerze mówiąc taka myśl krąży mi po głowie… kluczowe jest to, że prawdopodobnie udałoby się pojechać leśno-podrzędnymi drogami niewiele zahaczając nawet mało ruchliwe asfalty a to dla realnego wypoczynku nie jest bez znaczenia, jednak to przyszłość, czas pokaże jak odległa..
Rowerowy Olsztyn rządzi i tyle…
Żegnam go mini wierszem… O Olsztynie…
Niby nie ma Kopernika lecz pozostał na pomnikach,
Niby morza tutaj nie ma to przyjemnie czas ucieka,
Niby Olsztyn nie Mazury, lecz wymięknąć mogą góry,
Niby jedzie długo pociąg, lecz co ludzie mają począć…
Tyle z Olsztyna…
Protokołował: Robson…
4 lipca 2013 o 14:45
Robsonie, witam! Natknąłem się na Twój blog poszukując odpowiedzi na pytanie czy warto kupić rower typu cross.
Czasem jeżdzę po opisanej tu przez Ciebie trasie na MTB (btw ostatnio 23 czerwca przed południem, jeżeli Wy też wtedy to może mijałem Was między punktami 9 i 10 jak pstrykaliście fotki i sobie pomyślałem, że goście stanęli o 20-30 metrów za wcześnie bo tam dalej jest taki fajny cypelek;).
Jak Twoim zdaniem rower cross, taki bez grubej opony spisałby się na oddcinkach typu 8-16 (z mapki powyżej)?
Pozdrowienia z Olsztyna
5 lipca 2013 o 17:56
Witam,
Moje poglądy cross czy MTB ewoluują… zaczynam doceniać MTB bo mniej jeżdżę po asfalcie od wsi do wsi a szukam skrótów lesnych i polnych
. Porządny MTB z amorkiem typu recon przy wszelkich zjazdach jest po prostu przyjemnością, drgania zostają na nim.. amorki w crossie typu sountour czy jak mu tam nie mają szans… rower jest na przodzie mniej stabilny, plus gładsza opona może oznaczać nieprzyjemny upadek ale tu już wchodzą w grę prędkości rzędu 40 km/h tak sądzę…
Jeśli chodzi konkretnie o odcinek 8-16 wokół jeziora Ukiel, to jak mówią 50 % maszyny to operator… więc jak operator nie kiep to pojedzie i na crossie i też będzie dobrze, choć odcinki piaszczyste będą mniej komfortowe niż na MTB. Muszę przyznać dodatkowo, że rozmiar MTB ciut mniejszy przy moim wzroście jest na plus jak go masz wciągać i ustawiać w pociągu, ostatnio wszystkie moje wyprawy rower-pociąg zaliczam właśnie MTB.
Pozdrawiam i dziękuję za pozdrowienia z Olsztyna
Robson
12 lipca 2013 o 12:51
Ja również zwykle jeżdżę od wsi do wsi głównie po asfalcie. Często jestem w Giżycku i okolicach. W stronę Olsztyna jeszcze się nie zapuszczałem, jednak ta traska wygląda obiecująco